Mistrzowska stajnia
8 marca 2016 roku minęło 61 lat istnienia Klubu Motorowego FKS „Avia” Świdnik. 39 drużynowych tytułów Mistrza Polski w rajdach patrolowych, wyścigach ulicznych, rajdach szybkich enduro, rajdach obserwowanych – tego wyniku, osiągniętego przez świdnickich rajdowców nie ma już chyba szansy pobić żadna drużyna.
—
– W naszym klubie panowała jedna zasada – wspomina Zbigniew Matysiak, były zawodnik Avii, wychowawca pięciu rajdowych mistrzów Polski. – Na trasie ścigaliśmy się między sobą na śmierć i życie. Podczas zawodów prawie nienawidziliśmy się sportową nienawiścią. Byliśmy największymi wrogami tego, który chciał wygrać. Ale kiedy tylko coś nawaliło w motorze, rywal momentalnie zmieniał się w kolegę gotowego oddać własną maszynę, bylebyś tylko mógł ukończyć rajd. Podczas ostatniego rajdu tatrzańskiego startował ze mną Kryspin Kmiecik. Tak się akurat zdarzyło, że zajmowałem na trasie wyższe miejsce niż on. Nagle rozleciało mi się tylne koło. Kryspin mówi do mnie: „Zbychu, za tamtymi jodełkami czekam na ciebie”. I oddał mi swoje koło.
Drożdże Szczerbakiewicza
Zaczęło się od Romana Szczerbakiewicza, który w 1952 roku, jadąc na Zundappie, wziął udział w motocyklowym wyścigu ulicznym. Kilka miesięcy później istniała już sekcja motorowa Klubu Sportowego „Stal” Świdnik. Niezależnie od późniejszych zmian nazw i formalnej przynależności sekcji pracowali w niej ludzie, którzy doprowadzili do tego, że świdnickie „motory” były przez wiele lat najsilniejsze w Polsce. Pasmo sukcesów zapoczątkowało w 1958 roku zwycięstwo 21-letniego Jana Szczerbakiewicza w Międzynarodowym Rajdzie Tatrzańskim i pierwsze zespołowe Mistrzostwo Polski w rajdach patrolowych. Stanisław Grześ, siedmiokrotny zdobywca tytułów w Mistrzostwach Polski w wyścigach szosowych wspomina swoje pierwsze zwycięstwo w 1963 roku: „Przygotowaliśmy motor razem z Jankiem Szczerbakiewiczem. Nie byłem zupełnym nowicjuszem, miałem doświadczenie w rajdach i motocrossach. Moja WSK 125 formuły „A” pędziła jak zaczarowana. Bardzo chciałem wygrać, bo zawody odbywały się w moim rodzinnym Białymstoku. Udało mi się zabrać z pierwszą piątką i po czterech okrążeniach doszedłem do wniosku, że pozostali jadą za wolno. Pod koniec wyścigu zdublowałem wszystkich do trzeciego miejsca. Pech chciał, że trzeci był Jurek Brendler, wówczas już utytułowany zawodnik. Tuż przed metą siedziałem ma na kole. Wykorzystując kolarskie doświadczenie załapałem się w zawirowanie powietrza i na mecie byłem o motocykl przed nim. Jurek gniewał się na mnie przez pół dnia. Pogodziliśmy się dopiero podczas uroczystości zakończenia zawodów w słynnej białostockiej knajpie „Cristal”. Dostałem wtedy pluszowego misia mojego mniej więcej wzrostu. Po imprezie wzięliśmy misia z Jurkiem za ręce – on z lewej, ja z prawej i prowadziliśmy do hotelu. Gdzieś na mieście zatrzymała nas milicja z pretensją, że prowadzimy środkiem drogi pijanego frajera”.
Życie jak wyścig
Jerzy Brendler – sportowiec renesansowy. Już w 1934 roku, na Arielu 300 wystartował do pierwszego rajdu. W przerwach romansu z motorami zdążył być mistrzem Polski juniorów w pływaniu, halowym mistrzem Polski w skokach z trampoliny, mistrzem okręgu w boksie, hokeistą I-ligowego ŁKS. W wyścigach motocyklowych zdobył dla siebie i Avii 14 tytułów mistrza Polski. Historia klubu notuje wiele takich indywidualności. Jedną z nich był Jan Szczerbakiewicz – mistrzowski rekordzista – ponad trzydziestokrotny mistrz kraju w rajdach obserwowanych i wyścigach. Szczerbakiewicz był talentem na skalę światową, ale bieda siermiężnej Polski Gomółki i pozorne otwarcie na Zachód Gierka nie pozwoliły zebrać pieniędzy, bez których trudno o sukces. Mimo to Szczerbakiewicz został zwycięzcą „sześciodniówki” – nieoficjalnych rajdowych mistrzostw świata.
COD-y, PROMOT-y i WSK-i
Wyścigowy debiut Stanisława Grzesia był również debiutem jego WSK-i: „Był to pierwszy wyścigowy motocykl tej marki. Zmniejszyliśmy jego wagę przez założenie aluminiowych błotników i zbiornika paliwa, podrasowaliśmy silnik. To nieprawda, że na wueskach nie można było wygrywać zawodów. Po przeróbkach, z silnika 4,5 konnego można było wyciągnąć 12-14 koni. Na samym układzie ssąco-wydechowym zyskiwaliśmy do 4 koni. Do tego zmodyfikowany iskrownik i wiele innych technicznych zmian. Nasi konstruktorzy z hamowni: Jurczyk i Mroczkowski robili z silnikami seryjnych motocykli cuda. COD-y i PROMOT-y – marki, których dziś już niewielu pamięta, też były budowane w Polsce. Na bazie silników MZ lub CZ powstawały w warszawskich ośrodkach badawczych PZM oryginalne konstrukcje, na których również zawodnicy Avii walczyli o medale.
Pod sztandarem Avii
Wydarzeniem mającym ogromny wpływ na rozkwit sportu motorowego w Świdniku było uruchomienie w 1954 roku produkcji motocykli w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Od 1963 roku klub motorowy przyjął nazwę FKS Avia Świdnik. Wielu zawodników rozpoczęło pracę kierowców doświadczalnych, powstał również fabryczny klub motorowy. Nie było wtedy mocnych na Avię. Tytuły mistrzów Polski świdniczanie rozdzielali między sobą. Wyliczenie wszystkich sukcesów byłoby niemożliwe, więc przypomnijmy chociaż nazwiska członków klubu, który nie dawał szans konkurencji. W zawodach rajdowych startowało aż 44 zawodników. Byli to: Jan i Roman Szczerbakiewiczowie, Janusz Jaworski, Ryszard Zdzichowski, Kryspin Kmiecik, Józef, Tadeusz i Jan Buciorowie, Stanisław Grześ, Jan Kopiel, Jerzy i Jan Brendlerowie, Józef Maluchnik, Apolinary Michoński, Jerzy Ostaszewski, Zbigniew Domina, Zbigniew Matysiak, Jerzy Kasperski, Waldemar Hackenberg, Edward i Sylwester Pranagalowie, Ryszard Siuda, Eugeniusz i Konrad Rechulowie, Sławomir Perczyński, Wiesław, Grzegorz i Wojciech Dorobowie, Krzysztof i Jerzy Serwinowie, Tadeusz Paterek, Zbigniew Kolibski, Andrzej Bąkowski, Janusz i Krzysztof Komendowie, Józef Rudnicki, Jerzy Radomski, Tomasz Knap, Jacek Iwanicki, Alfred Polisiakiewicz, Andrzej Ciepiel, Tomasz Pikulski, Zbigniew Wajda, Tomasz Zawada. W wyścigach królowali: Jerzy i Jan Brendlerowie, Stanisław Grześ, Ryszard Wierzchowski, Witold Wilgusiak, Marek Hackenberg, Jerzy Berejowski, Andrzej Perczyński, Celestyn Dyjak, Janusz Komenda, Paweł Zotonow, Wojciech Zawadzki i Ryszard Ulrich. Pod sztandarem Avii klub przetrwał aż do 1992 roku, kiedy to – głownie na skutek trudności finansowych – jedna z najbardziej zasłużonych „firm” w polskim sporcie motorowym zaczęła chylić się ku upadkowi. Ludzie jednak pozostali w 1994 roku, po dwóch latach niebytu, reaktywowali klub noszący dziś nazwę Auto-Moto-Klub Świdnik, działający pod prezesurą Tadeusza Paterka. Jego zawodnicy, to między innymi spadkobiercy rodzinnych tradycji Serwinów i Komendów. Na razie startują w zawodach cyklotrialowych jeżdżąc na rowerach. Są już jednak poważne zamiary zamiany rowerów na motocykle. Czołówkę zawodniczą stanowią: Karol Serwin – zdobywca drugiego wicemistrzostwa Polski w cyklotrialu w kategorii „A” (do lat 10), Sebastian Styła – VII zawodnik klasyfikacji mistrzowskiej w kategorii „D” (powyżej 16 lat), a także Łukasz Iwanicki, Michał Dudzik, Mariusz i Janusz Kozakowie oraz Robert Lejko. Wszystkim działaczom i zawodnikom Auto-Moto-Klubu życzymy wielu sukcesów, a także możliwości powrotu do tradycyjnej nazwy klubu – FKS „Avia”. – W 1970 roku losy rzuciły mnie do Lublina – wspomina Zbigniew Matysiak. – Z czasem o Avii robiło się coraz ciszej. Był wspaniały Wojtek Doroba, który sam nie mógł przecież tworzyć zespołu. Był doskonały Krzysio Serwin, który musiał występować w Gdańsku. Cierpiałem, bo od 1958 roku Avia to był mój klub. Aż tu nagle słyszę, że znowu jest Avia, która zaczyna brać rywali „pod kopyto”. Znów jest Avia!
Jan Mazur
Głos Świdnika 1997, nr 13.